Aktualności

Zakończenie 57 sezonu kolarskiego "Ondraszka"

Bystry

15.10.2023 r.

 

Zakończenie 57 sezonu kolarskiego "Ondraszka"

 

Po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontem mogliśmy znowu zrobić zbiórkę na cieszyńskim Rynku w tradycyjnym miejscu pod Florianem. W ten sympatyczny lecz chłodny niedzielny poranek spotkała się tutaj grupka "Ondraszków" oraz sympatyków, aby zakończyć sezon rowerowy.

Po dopełnieniu formalności organizacyjnych przywitaliśmy przybyłych. Podaliśmy przebieg trasy i zwartym peletonem ruszyliśmy do Goleszowa. Tam czekała na nas niespodzianka. Mieliśmy dużo wcześniej ustalone umówione spotkanie z panią Anną Stanieczek, ponad 20-krotną mistrzynią Polski, złotą medalistką Mistrzostw Europy oraz trenerką kadry narodowej w strzelaniu z łuku bloczkowego. Co to takiego wyjaśniła nam pani Ania i opowiedziała o przebiegu swojej kariery sportowej, blaskach i cieniach prowadzenia kadry narodowej, pokazała łuk klasyczny i łuk bloczkowy oraz zademonstrowała technikę strzelania. My również mogliśmy popróbować swoich sił i celności oka w strzelaniu. Najlepszy okazał się Piotr "Paparazzi", który był po prostu bezkonkurencyjny w podejmowanych próbach. Po około godzinnym spotkaniu podziękowaliśmy pani Ani za poświęcony czas oraz interesujący pokaz.

Następnie udaliśmy się do byłego schroniska "Pod Tułem", gdzie mieliśmy zapewnione miejsce pod wiatą. Był mały poczęstunek (pyszne ciacho-własnoręcznie upieczone przez solenizantkę i coś jeszcze) z okazji imienin Jadwigi, oraz przeprowadziłem konkurs-quiz pt. "57 sezon przeżyjmy to jeszcze raz" o naszych tegorocznych imprezach. Przygotował go i zasponsorował nagrody z "Pawlikowej piwniczki i ogródka" nasz Prezes. Rozwiązywanie konkursu odbywało się grupowo lub pojedynczo. W sumie wzięło w nim udział ośmiu uczestników. Odpowiedzi były różne: jedne bardzo dokładne, a inne jak gdyby z innych imprez, niż których dotyczyły pytania. Podsumowując, najlepiej spisała się Maryla "Rozstrzapek" zdobyła 44 punkty, zaraz za nią plasował się "Olo" bo miał o jeden punkt mniej oraz Beata "Szykowno" miała o dwa punkty mniej.

Wielkim powodzeniem wśród uczestników cieszył się bigos, gdyż prawie połowa zamówiła sobie tą potrawę. Po spędzeniu ok. 1,5 godziny "Pod Tułem" zaczęliśmy rozjeżdżać się do domów i 57 sezon kolarski "Ondraszka" tym samym przeszedł do historii.

W tej ostatniej już rowerowej imprezie sezonu wzięły udział 23 osoby w tym 18 rowerzystów.

Do zobaczenia na naszych kolejnych wyprawach w przyszłym sezonie.

 

[GALERIA ZDJĘĆ]

 

Ośka i Bystry

63 zlot przodowników t.kol. Rzyki k/Andrychowa

Rechtór

3-11.06.2023 r.

 

63 zlot przodowników t.kol. Rzyki k/Andrychowa

 

Za oknami już zaczyna się jesienna plucha i drzewa zmieniają swój kolor, więc nadszedł czas na przewertowanie naszej, na razie wirtualnej kroniki. Zrobiłem to, i ze zgrozą stwierdziłem, że jest w niej dziura. I to w takim miejscu, gdzie było nas łącznie 16!. Wszyscy braliśmy w nim aktywny udział, ale nikt dotychczas nie zapisał swoich spostrzeżeń. Dopiero teraz, po kilku miesiącach podjąłem się tego zadania, ale lepiej późno niż wcale!.

Niewielka wioska Rzyki przycupnięta u podnóża Beskidu Małego, leżąca 7 km od Andrychowa przez cały tydzień stała się stolicą Polski. Oczywiście tylko stolicą rowerową, ale jednak co stolica, to stolica!. Przybyło tutaj coś ponad 350 turystów kolarzy z różnych zakątków kraju, oczywiście najwięcej ze Śląska. Było też kilkunastu rowerzystów z Ukrainy z naszymi przyjaciółmi Iwanką i Tarasem Pacholiukami. Dla ondraszkowej drużyny zlot był wyjątkowy, bowiem od 2006r. czyli naszego 47 zlotu p.t.kol. "Ziemia Cieszyńska" nie mieliśmy na zlot tak blisko, bo ledwie ok. 70 km od Cieszyna. Organizatorem był Klub Turystyki Rowerowej "Andrower" z Andrychowa a komandorem Jerzy Ogórek, na co dzień prezes klubu. "Andrower"? Kto o nim słyszał? Po raz pierwszy spotkaliśmy się parę lat temu też w Andrychowie na organizowanym przez nich spotkaniu Rady Regionalnej T.Kol. woj. śląskiego, a teraz podjęli się organizacji tak wielkiego przedsięwzięcia, którego kluby z dużo większym doświadczeniem i stażem nie uczyniły. Należy dodać, że łatwo nie było, bowiem ich O/PTTK odmówił przyjęcia odpowiedzialności za zlot i choćby formalnej partycypacji w jego organizacji. Było zatem nerwowo lecz w końcu kołem ratunkowym rzuconym przez przewodniczącego Kom.Kol.ZG PTTK Marka Kobę była zgoda na współorganizację zlotu przez O/PTTK z Jaworzna. Tak więc regulamin ukazał się stosunkowo późno, ale przyszli uczestnicy nie tracili nadziei, i już wcześniej pozajmowali wszelkie możliwe miejsca noclegowe w okolicy. Dochodziło też do improwizacji choćby przy lokalizacji namiotów. Oficjalne pole namiotowe mieściło się w odległym o 10 km Inwałdzie, jednak praktycznie namioty zlotowiczów wyrosły przy miejscowych agroturystykach. Dzięki zapobiegliwości duetu "Roztrzapek" i "Śmig" oraz późniejszych zmian w składzie naszego zespołu znaleźliśmy dach nad głową w fajnym pensjonacie "Morycówka" w Rzykach. Pozostałe Ondraszki już tradycyjnie zostali porozrzucani po całej okolicy. Pod względem kwatery chyba wszystkich pobił Włodek Nowak, bowiem mieszkał w kilkupokojowym wypasionym apartamencie w Andrychowie.

Do niedoskonałości imprezy oprócz w/w zaliczyłbym brak nawet najmniejszej próby aranżowania integracji uczestników. Jeżeli coś się działo, to były to wyłącznie oddolne spotkania w tzw. "podgrupach". A baza zlotu wieczorami była pusta i cicha, zupełnie jak... w rodzinnym grobowcu. Nie było też pilotowanych wycieczek, co akurat nam wcale nie przeszkadzało. Codzienne mapy tras, włącznie z ich profilem były na tyle dokładne, że przodownicy mogli i powinni się poruszać samodzielnie. Proponowane trasy były jednak bardzo ambitne, gdyż najkrótsza liczyła 75km, a najdłuższa aż 124 km, więc kto chciał je w całości zaliczyć to niewiele czasu pozostało na zwiedzanie. Teren do eksploracji był mocno urozmaicony, bowiem oferował górskie serpentyny jak np. wyjazd na przeł. Kocierską (758 mnpm) lecz też i całkiem płaskie okolice jak dolina Wisły, czy stawy wokół Zatora. Do atutów zlotu należało zdobywanie odznak "Szlak Rowerowy Dolina Karpia" i "Hrabski Rower", spływ kajakowy po Wiśle, wycieczka na Babią Górę, ciekawe zabytki jak kościoły drewniane na szlaku Beskidzkiego Muzeum Rozproszonego, sanktuaria w Wadowicach i Kalwarii Zebrzydowskiej, niezwykłe muzea w Wieprzu, Osieku czy Stryszowie oraz wiele, wiele innych.

Nasz - niżej podpisanych zlotowy pamiętniczek wyglądał następująco:

  • 4.06. po porannym uroczystym otwarciu zlotu z udziałem orkiestry dętej miejscowej OSP pojechaliśmy w stronę Kęt aby zobaczyć neogotycki pałac w Bulowicach. Po długich latach robienia za "odwykówkę" jest to teraz własność prywatna. Kto więc wcześniej się tu nie załapał, to teraz ze względu na gęstą roślinność go nie zobaczy, nawet zza płotu. Zwiedziliśmy za to XVI w. drewniany kościółek pw. Apostołów Szymona i Judy w Nidku. Potem wróciliśmy do bazy, gdzie Piotr "Śmig" wyczarował smakowity niedzielny obiad. Następnie uczestniczyliśmy we mszy św. w intencji zlotowiczów w tutejszym kościele. Ku naszemu zdziwieniu przy ołtarzu służył (z własnej inicjatywy) "Juniorek". Zrobił to bardzo profesjonalnie, czym wzbudził nie tylko nasz podziw i uznanie. Na wieczornej odprawie z kolei odebrał niedawno ustanowioną odznakę szlakiem kościołów drewnianych. Gratulujemy!
  • 5.06. w trakcie wycieczki zwiedziliśmy niezwykłe Muzeum Świni w Wieprzu, prywatne muzeum wszystkiego, co da się zbierać w Osieku oraz XVI w. drewniany kościół św. Andrzeja Apostoła tamże. Podobnie jak kościół w Nidku nie służy już celom sakralnym lecz jest obiektem muzealnym.
  • 6.06. Wraz z Marianem "Unisono", Alicją "Czorno" oraz Małgosią z Żagania wzięliśmy udział w spływie kajakowym Wisłą od miejscowości Las koło Przeciszowa do Spytkowic. Było tego coś ok. 15 km. Fajna przygoda, bowiem świat z poziomu rzeki wygląda zupełnie inaczej. Dodatkową atrakcją był deszcz, który nas złapał na wodzie oraz śluzowanie w Smolicach. W drodze powrotnej zobaczyliśmy XIX w kościół w Palczowicach oraz starówkę w Zatorze. Miasteczko jest znane głównie z turystycznych atrakcji Doliny Karpia oraz szalonych zabaw w Energylandii. Wielopiętrowe wieże roll-coasterów widoczne były z daleka.
  • 7-8.06. korzystając z bliskości naszego domu byliśmy na uroczystościach Bożego Ciała u siebie w Cieszynie, by następnego dnia wrócić do Rzyk. Zdążyłem jeszcze wziąć udział w tradycyjnej naradzie prezesów, gdzie usłyszałem dobrą wieść: ujawnił się już organizator przyszłorocznego zlotu.
  • 9.06. Naszym celem była zapora Świnna Poręba. Jezioro retencyjne w kształcie kiszki stolcowej :) projektowano już w 1919r., lecz wybudowano w latach 1986-2017, przy czym rok trwało jego napełnianie. Już sama korona zapory robi wrażenie: długość 604 m, a wys. od dna 54 m. Ma sporą powierzchnię i potencjał turystyczny, choć na razie nie wykorzystany. Rowerową wycieczkę rozpoczęliśmy w Wadowicach, objechaliśmy jezioro dookoła przez Zembrzyce i dojechaliśmy do Stryszowa. Tutaj zachwycił nas XV w dwór obronny z niezwykłą w naszym regionie wystawą ikon. Co ciekawe były to ikony współczesne, a napisano je w pobliskich Wadowicach, gdzie działa specjalistyczna szkoła. Naszym zamiarem był powrót do Wadowic lecz zupełnie niechcący znaleźliśmy się aż w Kalwarii Zebrzydowskiej. W tutejszym sanktuarium pasyjno-maryjnym (UNESCO) spędziliśmy sporo czasu, i wróciliśmy do miejsca startu przez Barwałd. Opatrzność nad nami czuwała, bowiem cały czas goniły nas ciemne deszczowe chmury, przed nami też już popadało, a my jednak nie zmokliśmy. Wszyscy wiedzą, że Wadowice to miasto JP II, ale już zdecydowanie mniej, że również Ady Sari swego czasu słynnej śpiewaczki operowej. Można było się o tym dowiedzieć z plenerowej wystawy na rynku. Najbardziej mnie zachwyciła informacja turystyczna, bowiem tak bogatej oferty już dawno nie spotkałem. Pod wieczór odbyło się uroczyste zakończenie zlotu w obecności prezesa ZG PTTK kol. J. Kapłona. Na zakończenie organizatorzy otrzymali gromkie brawa za kawał dobrej roboty, a my skromny dyplom za zajęcie XI miejsca w ogólnopolskim konkursie na najaktywniejszy klub t.kol.w Polsce w roku ubiegłym.

Zlotowe wieczory Ondraszków zazwyczaj kończyły się improwizowanymi posiadami. Najpierw gościliśmy u Andrzeja "Skryby", Benjamina "Juniorka" i Mariusza "Milczka", potem biesiadowaliśmy w naszej "Morycówce". Byliśmy też gośćmi u naszych ukraińskich przyjaciół. U nich salą biesiadną był blaszany garaż w agroturystyce gdzie mieszkali.

Łącznie przez tych kilka dni w różnym składzie osobowym przejechaliśmy ok. 210 km. Nie jest to może jakiś wystrzałowy wyczyn, ale za to mamy wiele miłych wspomnień ze zlotowych tras, spotkań z przyjaciółmi i pobytu w "Morycówce".

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]

 

Janina "Afi" i "Rechtór" Zbyś

45 Ogónosłowacki Zlot Turystów Kolarzy - Preszów

Rechtór

24-29.08.2023 r.

 

45 Ogónosłowacki Zlot Turystów Kolarzy - Preszów
45 Celoslovensky Zraz Cykloturistov KST - Prešov

 

Choć Słowację mamy niejako na wyciągnięcie ręki, bo przecież granica w Mostach to ledwie ok. 30 km od Cieszyna to nasze wyprawy w tamtą stronę do licznych nie należą. Nie mamy kontaktów ze słowackimi kolarzami, choć wiemy że takowi też tam działają. Z kart naszej dawnej kroniki wiemy, że w 1985r. 14 Ondraszków wzięło udział w XXIV Letnim Zlocie Turystów w Koszyckich Hamrach. Był to obóz rowerowy na trasie od Wadowic przez Łysą Polanę, Preszów, Koszyce, Czadcę do Cieszyna. Pewnie niektórzy uczestnicy go nadal pamiętają, a zwłaszcza Czesiek Czakoj jako że ten zlot zakończył się dla niego w szpitalu, a problemy zdrowotne po dziś go prześladują.

Tak więc, kiedy nieco przypadkiem (z Lwowa!) otrzymaliśmy informację o zlocie w Preszowie, byliśmy zdecydowani wziąć w nim udział. W odróżnieniu od wspomnianego zlotu przed laty, ku naszemu zaskoczeniu byliśmy tutaj jedynymi reprezentantami z Polski. Zza granic przybyła jeszcze całkiem spora grupa z Ukrainy (14 osób) oraz kilku Czechów. Reszta z ok. 160 uczestników to byli kolarze z różnych regionów Słowacji. Można zatem stwierdzić, że swoją obecnością niezamierzenie lecz jednak podnieśliśmy międzynarodową rangę zlotu.

Niestety sam początek tej przygody nie był dla nas szczęśliwy. Jakoś tydzień przed wyjazdem nasze auto odmówiło współpracy, a mechanik mimo obiecanek nie naprawił go na czas. Jeden dzień zlotu już straciliśmy. Co robić!? I nagle nas oświeciło: z wypożyczalni wzięliśmy Peugeota minivana do którego wpakowaliśmy oprócz całego biwakowego majdanu (byliśmy z namiotem) również rowery. Nie chcieliśmy jednak jechać nudną autostradą, więc wjechaliśmy na Słowację dwukrotnie: najpierw w Korbielowie, potem wróciliśmy do Polski w Jabłonce, aby wyjechać z niej w Niedzicy - Czerwonym Klasztorze. Do celu mieliśmy ok. 300 km. Jechaliśmy nieuciążliwymi bocznymi drogami i mieliśmy dość czasu, aby z marszu zwiedzić położony na wysokim wzniesieniu i widoczny z daleka zamek Szarisz. Na bazie zlotu zlokalizowanej na obrzeżach miasta serdecznie nas powitano. Po załatwieniu formalności komandor Martin Czajka osobiście wskazał nam miejsce pod namiot. Była to spora łąka przy stadionie rowerowym Velodrom. Naszymi najbliższymi sąsiadami była ekipa z Ukrainy (dwa busy i sporo namiotów ), para Czechów pod namiotem oraz samotny starszy Słowak w kamperze.

Bardzo byliśmy ciekawi organizacji tej imprezy, w tym podobieństw i różnic w porównaniu z naszymi zlotami p.t.kol.

Oto zapamiętane spostrzeżenia:

  • Termin imprezy był nieco dziwny. Oficjalnie zlot zaczynał się w czwartek, a kończył w niedzielę, przy czym jeszcze na poniedziałek i wtorek były zaplanowane różne wydarzenia.
  • Rozpoczęcie i zakończenie zostało uświetnione występami artystycznymi mażoretek oraz krótkimi przemówieniami oficjeli. Na zakończenie nie omieszkałem na forum podziękować po słowacku :) za udany zlot i wręczyć drobne upominki. Zlot miał również swój radosny hymn "Ahoj, ahoj ten bicykel moj", który kilkakrotnie odśpiewaliśmy, bowiem tekst znaleźliśmy w świadczeniach. Frekwencja była jednak dość mizerna, co z pewnością spowodowało "rozstrzelenie" bazy noclegowej po całym mieście.
  • Na każdy dzień przewidziano dwie trasy: jedna długa, a druga jeszcze dłuższa (nawet ponad 100 km) co przy dość pofalowanym terenie było trochę uciążliwe.
  • Otrzymaliśmy szczegółowe mapy z profilami tras, więc bez problemu można było eksplorować region samodzielnie, co też uczyniliśmy wraz z przyjaciółmi z Ukrainy. Proponowane pilotowane wyjazdy na trasy były bardzo rzetelnie zorganizowane przy udziale co najmniej trzech organizatorów: prowadzący, zamykający grupę i jeszcze jeden krążący w peletonie. Świetnie się to sprawdzało w miejscach, gdzie nasza ścieżka krzyżowała się z drogą. Prowadzący błyskawicznie tamowali ruch samochodów dając nam wolny przejazd. A kierowcy aut nie protestowali!
  • W świadczeniach zlotowych znaleźliśmy sporo broszur krajoznawczych m.in. i w naszym języku. Dołączono też fajny kubek, naklejki i odznakę z logo zlotu, certyfikat udziału, proporczyki, a za dodatkową opłatą 10 Euro można było otrzymać koszulkę. Na każdy rower trafiła karta identyfikacyjna w sporym w formacie A-5 wieszcząca, że (było trzeba wpisać imię) jest uczestnikiem 45 Celoslovenskeho Zrazu Cykloturistov KST.
  • Słowacy lubią biesiadować. W bazie był obficie zaopatrzony bufet czynny do późna, więc spontaniczne spotkania połączone z chóralnymi śpiewami były atrakcją prawie każdego wieczoru. I my korzystaliśmy z bufetu lecz rankiem, bowiem mieliśmy wykupione "ranajky" czyli obfite śniadania.
  • Równolegle do tras rowerowych proponowano również trasy piesze po najbliższej okolicy, a także udział w wydarzeniach sportowych tj. cyklomaratonie oraz wyścigu na velodromie (stadionie specjalnie skonstruowanym do rowerowych wyścigów). Były adresowane zwłaszcza do sportowców i cieszyły się sporym zainteresowaniem np. cyklomaraton zgromadził ponad 300 uczestników.
  • W programie zlotu przewidziano też wydarzenia towarzyszące. Odbył się np. pokaz historycznego filmu ze zlotu z przed 40 lat, a także dyskusja na temat rozwoju turystyki rowerowej w tutejszym regionie Szarisz, jednak bez naszego udziału.
  • Z inicjatywy przyjaciół z Ukrainy odbyło się kilka słowacko - ukraińsko - polskich biesiad. Uczestniczył w nich Martin z którego wypowiedzi można wysnuć wniosek że tutejszy odpowiednik PTTK czyli KST (Klub Słowackich Turystów) trapią całkiem podobne do naszych problemy. Otóż w skali mikro - cały zlot przygotował prawie sam komandor wspierany przez tutejszych działaczy klubowych i z mizernym zewnętrznym wsparciem finansowym, a w skali makro - narzekał na brak większego zainteresowania ze strony władz miejskich oraz centrali KST.
  • Kiedy na uroczystości zakończenia komandor Martin Czajka oficjalnie zamknął zlot i zapytał gdzie się spotkamy w roku przyszłym to... zapadła cisza. Skąd my to znamy:).

Preszów jest miastem wojewódzkim (trzecim co do wielkości na Słowacji) z bogatą historią i pięknymi zabytkami. Ponadto co ważne dla nas: leży na trasie europejskiej rowerowej długodystansowej drogi Eurovelo 11 z Aten na Nord cap. Na sporym odcinku była to dwustronna, pięknie wyasfaltowana ścieżka rowerowa położona z dala od drogi i wyposażona w niezbędną infrastrukturę (miejsca odpoczynku i rowerowe bary).

W ciągu tych ledwie kilku dni zaliczyliśmy dwie wycieczki na dystansie 73 i 94 km na których zwiedziliśmy wiele ciekawych historycznie i przyrodniczo miejsc w regionie. Kolejny dzień poświęciliśmy na miasto z jego zabytkami, w tym unikalną warzelnią soli Solivar na przedmieściu. Jako, że upał nie odpuszczał i cały czas było ekstremalnie ciepło, na dłużej zahaczyliśmy też o miejskie kąpielisko w przyrodzie. Oczywiście wartością dodaną były przypadkowe sympatyczne spotkania z tubylcami oraz wspomniane biesiady w międzynarodowym towarzystwie.

Zebrawszy zatem nasze, w zdecydowanej większości pozytywne doświadczenia uważamy, że warto było tutaj przyjechać. Dlatego szczerze możemy zarekomendować udział w następnych zlotach KST (oczywiście o ile znajdą się ich organizatorzy), o czym przekonują Was.

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]

 

Afi-Jasia i Rechtór-Zbyś

Tajemnice grodzieckiego zamku

Administrator

14.05.2023 r. r.

 

Tajemnice grodzieckiego zamku

 

Dużo mówiło się o Zamku w Grodźcu, widać go było zawsze z daleka, szczególnie po remoncie dachu kiedy świecił odblaskiem słońca lecz gdy ktoś chciał go zwiedzić, to jakby go nie było. Przez lata można było zobaczyć tylko zabudowania gospodarcze, a sam zamek pozostawał niedostępny.

Aż nagle gruchnęła wiadomość, że zamek ma nowego właściciela p. Michała Bożka oraz że po remoncie ma zamiar udostępniać go zwiedzającym. W tym też czasie zamek zyskał nowego kustosza którym został śp. Mariusz Makowski. To jego zadaniem było zbliżyć zamkowe wnętrza do dawnego oryginału oraz odpowiednio go wyposażyć przedmiotami z epoki nabywanymi z różnych źródeł. Remont trwał całe lata. Mariusz niestety nie doczekał dnia 20.01. br., kiedy szeroko otworzono bramę dla zwiedzających. W tym dniu zarezerwowałem też pierwszy możliwy termin wejścia dla naszego klubu, który następnie został skorygowany na 14.05. Wg regulaminu grupa zwiedzających mogła liczyć max. 20 osób.

Wyjechaliśmy z Cieszyna zgodnie z planem i choć było nas trochę więcej, do zamku przyjechało akurat 20. Pogoda dopisała, była wprost rowerowa. Zgodnie z umową punktualnie otwarto wejście i miły oraz kompetentny przewodnik oprowadził nas po zrewitalizowanych komnatach przekazując sporo informacji o zamku i jego historii. Uczestnicy rozgrzani rowerową podróżą zostali zaskoczeni z jednej strony przepychem urządzonych wnętrz, a z drugiej panującym tam chłodem. Zwiedzanie trwało pełne dwie godziny, a wszyscy tak wymarzli, że nie mieli już ochoty uczestniczyć w kolejnych punktach programu tej wyprawy. Wobec tego rozjechaliśmy się do domów i dobrze zrobiliśmy, bowiem tuż po powrocie zaczęło padać i nikt się nie naraził się na katar.

Chciałbym podkreślić, że w trakcie tej długo przygotowanej wyprawy panowała wspaniała atmosfera.

 

[GALERIA ZDJĘĆ]

 

Mietek

Do Wisły ku pamięci Seniorka i Charta

Rechtór

1.10.2023 r.

 

Do Wisły ku pamięci Seniorka i Charta

 

Adam Poloczek i Jan Turoń byli bardzo lubianymi członkami naszego klubu, jednak w różnym czasie stąd chyba się wzajemnie nie znali. Teraz połączyło ich wspólne miejsce wiecznego spoczynku, bowiem obaj zostali pochowani na Cmentarzu Komunalnym w Wiśle. Odwiedziny ich grobów były głównym celem wycieczki, której początek miał miejsce na ustrońskim rynku. Przy wspaniałej pogodzie w miejscu startu o godz. 10.00 było nas akurat 10, po chwili jednak 12 jak apostołów, a po dotarciu "Długiego" uznaliśmy, że 13 też jest liczbą szczęśliwą. Po powitaniach i wprowadzeniu w temat ruszyliśmy ścieżką rowerową w górę rzeki i sprawnie dojechaliśmy do centrum Wisły. Z założenia wynikało też, że zobaczymy nieoczywiste zabytki Wisły, więc chcąc przybliżyć uczestnikom jej dzieje wybrałem postać Juliana Ochorowicza, który bezspornie wraz z Bogdanem Hoffem, synem Bogumiła powszechnie uważanego za odkrywcę Wisły wypromował ją na miejscowość letniskową. To dzięki ich staraniom zarówno budowlanym, bowiem wybudowali tu pierwsze pensjonaty, jak i promocyjnym Wisła zaczęła być modna już początkiem XX w i tak to zostało do dziś. I choć Wisła miastem zaczęła być dopiero w 1962r. Ma już za sobą piękną i długą historię. Zasługi Ochorowicza przypomniałem przy jego obelisku stojącego blisko centrum opodal dworca kolejowego. Wędrując główną ulicą, a obecnie deptakiem, dzięki wbudowanym w bruk tablicom pamięci prześledziliśmy historię Wisły od pierwszej wzmianki z roku 1615 aż po współczesność. Z kolei w położonej opodal Alei Gwiazd poznaliśmy wiślańskie gwiazdy sportu, a w parku im. Kopczyńskiego odbyła się dłuższa sesja zdjęciowa z niedźwiadkami, które są aktualnie promowane na symbol miasta.

Kolejny, dłuższy przystanek nastąpił w prywatnym muzeum "Magicznego Realizmu" ulokowanego w dawnej willi Juliana Ochorowicza. Tutaj też samochodem dotarła Wisia - Ośka i jeszcze jeden sympatyk, więc było nas już razem 15. Sama nazwa tej placówki jest bardzo intrygująca, bowiem ewidentnie jest wewnętrznie sprzeczna. Muzeum to przede wszystkim obrazy i rzeźby rodem ze świata fikcji i fantazji, w tym kilka dzieł samego Salwadora Dali. Rzetelnie przybliżyło jednak postać samego Ochorowicza - wielkiego naukowca, psychologa, filozofa, fotografika, wynalazcy a także dziwaka, za jakiego uważali go miejscowi. Opracował też teoretyczne podwaliny przesyłania obrazu na odległość czyli telewizji, a telefon jego pomysłu potrafił bez zniekształceń przesyłać dźwięk na ponad 300 km...

Opodal muzeum był cmentarz, na którym po dłuższych poszukiwaniach zlokalizowaliśmy groby naszych przyjaciół. Zapłonęły znicze, wspomnieliśmy ich sylwetki i odświeżyliśmy związane z nimi wspomnienia. Wycieczka zakończyła się w kultowej cukierni "U Janeczki", gdzie zobaczyliśmy galerię figur czekoladowych i przy kawie oraz słodkościach wspominaliśmy to co za nami i planowaliśmy już przyszłoroczne wyprawy. Co prawda w programie był jeszcze przejazd do Wisły Łabajowa, aby zobaczyć wybudowany w latach 1931-1933 wiadukt kolejowy, który nadal jest najwyższym wiaduktem kolejowym w Polsce. Ostatecznie dojechaliśmy tam w czwórkę, aby przekonać się, że wiadukt to fantastyczne dzieło kolejowej inżynierii. Szkoda tylko, że nigdy nie zrealizowano celu dla jakiego go zbudowano, czyli planu aby kolej dotarła aż do Zwardonia. Ostatecznie kończy się ledwie kilkaset metrów dalej na przystanku w Wiśle Głębcach.

Z powrotem wróciliśmy tą samą trasą, a z miejsca startu przejechaliśmy łącznie 30 km.

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]