3-11.06.2023 r.
>
63 zlot przodowników t.kol. Rzyki k/Andrychowa
>
Za oknami już zaczyna się jesienna plucha i drzewa zmieniają swój kolor, więc nadszedł czas na przewertowanie naszej, na razie wirtualnej kroniki. Zrobiłem to, i ze zgrozą stwierdziłem, że jest w niej dziura. I to w takim miejscu, gdzie było nas łącznie 16!. Wszyscy braliśmy w nim aktywny udział, ale nikt dotychczas nie zapisał swoich spostrzeżeń. Dopiero teraz, po kilku miesiącach podjąłem się tego zadania, ale lepiej późno niż wcale!.
Niewielka wioska Rzyki przycupnięta u podnóża Beskidu Małego, leżąca 7 km od Andrychowa przez cały tydzień stała się stolicą Polski. Oczywiście tylko stolicą rowerową, ale jednak co stolica, to stolica!. Przybyło tutaj coś ponad 350 turystów kolarzy z różnych zakątków kraju, oczywiście najwięcej ze Śląska. Było też kilkunastu rowerzystów z Ukrainy z naszymi przyjaciółmi Iwanką i Tarasem Pacholiukami. Dla ondraszkowej drużyny zlot był wyjątkowy, bowiem od 2006r. czyli naszego 47 zlotu p.t.kol. "Ziemia Cieszyńska" nie mieliśmy na zlot tak blisko, bo ledwie ok. 70 km od Cieszyna. Organizatorem był Klub Turystyki Rowerowej "Andrower" z Andrychowa a komandorem Jerzy Ogórek, na co dzień prezes klubu. "Andrower"? Kto o nim słyszał? Po raz pierwszy spotkaliśmy się parę lat temu też w Andrychowie na organizowanym przez nich spotkaniu Rady Regionalnej T.Kol. woj. śląskiego, a teraz podjęli się organizacji tak wielkiego przedsięwzięcia, którego kluby z dużo większym doświadczeniem i stażem nie uczyniły. Należy dodać, że łatwo nie było, bowiem ich O/PTTK odmówił przyjęcia odpowiedzialności za zlot i choćby formalnej partycypacji w jego organizacji. Było zatem nerwowo lecz w końcu kołem ratunkowym rzuconym przez przewodniczącego Kom.Kol.ZG PTTK Marka Kobę była zgoda na współorganizację zlotu przez O/PTTK z Jaworzna. Tak więc regulamin ukazał się stosunkowo późno, ale przyszli uczestnicy nie tracili nadziei, i już wcześniej pozajmowali wszelkie możliwe miejsca noclegowe w okolicy. Dochodziło też do improwizacji choćby przy lokalizacji namiotów. Oficjalne pole namiotowe mieściło się w odległym o 10 km Inwałdzie, jednak praktycznie namioty zlotowiczów wyrosły przy miejscowych agroturystykach. Dzięki zapobiegliwości duetu "Roztrzapek" i "Śmig" oraz późniejszych zmian w składzie naszego zespołu znaleźliśmy dach nad głową w fajnym pensjonacie "Morycówka" w Rzykach. Pozostałe Ondraszki już tradycyjnie zostali porozrzucani po całej okolicy. Pod względem kwatery chyba wszystkich pobił Włodek Nowak, bowiem mieszkał w kilkupokojowym wypasionym apartamencie w Andrychowie.
Do niedoskonałości imprezy oprócz w/w zaliczyłbym brak nawet najmniejszej próby aranżowania integracji uczestników. Jeżeli coś się działo, to były to wyłącznie oddolne spotkania w tzw. "podgrupach". A baza zlotu wieczorami była pusta i cicha, zupełnie jak... w rodzinnym grobowcu. Nie było też pilotowanych wycieczek, co akurat nam wcale nie przeszkadzało. Codzienne mapy tras, włącznie z ich profilem były na tyle dokładne, że przodownicy mogli i powinni się poruszać samodzielnie. Proponowane trasy były jednak bardzo ambitne, gdyż najkrótsza liczyła 75km, a najdłuższa aż 124 km, więc kto chciał je w całości zaliczyć to niewiele czasu pozostało na zwiedzanie. Teren do eksploracji był mocno urozmaicony, bowiem oferował górskie serpentyny jak np. wyjazd na przeł. Kocierską (758 mnpm) lecz też i całkiem płaskie okolice jak dolina Wisły, czy stawy wokół Zatora. Do atutów zlotu należało zdobywanie odznak "Szlak Rowerowy Dolina Karpia" i "Hrabski Rower", spływ kajakowy po Wiśle, wycieczka na Babią Górę, ciekawe zabytki jak kościoły drewniane na szlaku Beskidzkiego Muzeum Rozproszonego, sanktuaria w Wadowicach i Kalwarii Zebrzydowskiej, niezwykłe muzea w Wieprzu, Osieku czy Stryszowie oraz wiele, wiele innych.
Nasz - niżej podpisanych zlotowy pamiętniczek wyglądał następująco:
- 4.06. po porannym uroczystym otwarciu zlotu z udziałem orkiestry dętej miejscowej OSP pojechaliśmy w stronę Kęt aby zobaczyć neogotycki pałac w Bulowicach. Po długich latach robienia za "odwykówkę" jest to teraz własność prywatna. Kto więc wcześniej się tu nie załapał, to teraz ze względu na gęstą roślinność go nie zobaczy, nawet zza płotu. Zwiedziliśmy za to XVI w. drewniany kościółek pw. Apostołów Szymona i Judy w Nidku. Potem wróciliśmy do bazy, gdzie Piotr "Śmig" wyczarował smakowity niedzielny obiad. Następnie uczestniczyliśmy we mszy św. w intencji zlotowiczów w tutejszym kościele. Ku naszemu zdziwieniu przy ołtarzu służył (z własnej inicjatywy) "Juniorek". Zrobił to bardzo profesjonalnie, czym wzbudził nie tylko nasz podziw i uznanie. Na wieczornej odprawie z kolei odebrał niedawno ustanowioną odznakę szlakiem kościołów drewnianych. Gratulujemy!
- 5.06. w trakcie wycieczki zwiedziliśmy niezwykłe Muzeum Świni w Wieprzu, prywatne muzeum wszystkiego, co da się zbierać w Osieku oraz XVI w. drewniany kościół św. Andrzeja Apostoła tamże. Podobnie jak kościół w Nidku nie służy już celom sakralnym lecz jest obiektem muzealnym.
- 6.06. Wraz z Marianem "Unisono", Alicją "Czorno" oraz Małgosią z Żagania wzięliśmy udział w spływie kajakowym Wisłą od miejscowości Las koło Przeciszowa do Spytkowic. Było tego coś ok. 15 km. Fajna przygoda, bowiem świat z poziomu rzeki wygląda zupełnie inaczej. Dodatkową atrakcją był deszcz, który nas złapał na wodzie oraz śluzowanie w Smolicach. W drodze powrotnej zobaczyliśmy XIX w kościół w Palczowicach oraz starówkę w Zatorze. Miasteczko jest znane głównie z turystycznych atrakcji Doliny Karpia oraz szalonych zabaw w Energylandii. Wielopiętrowe wieże roll-coasterów widoczne były z daleka.
- 7-8.06. korzystając z bliskości naszego domu byliśmy na uroczystościach Bożego Ciała u siebie w Cieszynie, by następnego dnia wrócić do Rzyk. Zdążyłem jeszcze wziąć udział w tradycyjnej naradzie prezesów, gdzie usłyszałem dobrą wieść: ujawnił się już organizator przyszłorocznego zlotu.
- 9.06. Naszym celem była zapora Świnna Poręba. Jezioro retencyjne w kształcie kiszki stolcowej :) projektowano już w 1919r., lecz wybudowano w latach 1986-2017, przy czym rok trwało jego napełnianie. Już sama korona zapory robi wrażenie: długość 604 m, a wys. od dna 54 m. Ma sporą powierzchnię i potencjał turystyczny, choć na razie nie wykorzystany. Rowerową wycieczkę rozpoczęliśmy w Wadowicach, objechaliśmy jezioro dookoła przez Zembrzyce i dojechaliśmy do Stryszowa. Tutaj zachwycił nas XV w dwór obronny z niezwykłą w naszym regionie wystawą ikon. Co ciekawe były to ikony współczesne, a napisano je w pobliskich Wadowicach, gdzie działa specjalistyczna szkoła. Naszym zamiarem był powrót do Wadowic lecz zupełnie niechcący znaleźliśmy się aż w Kalwarii Zebrzydowskiej. W tutejszym sanktuarium pasyjno-maryjnym (UNESCO) spędziliśmy sporo czasu, i wróciliśmy do miejsca startu przez Barwałd. Opatrzność nad nami czuwała, bowiem cały czas goniły nas ciemne deszczowe chmury, przed nami też już popadało, a my jednak nie zmokliśmy. Wszyscy wiedzą, że Wadowice to miasto JP II, ale już zdecydowanie mniej, że również Ady Sari swego czasu słynnej śpiewaczki operowej. Można było się o tym dowiedzieć z plenerowej wystawy na rynku. Najbardziej mnie zachwyciła informacja turystyczna, bowiem tak bogatej oferty już dawno nie spotkałem. Pod wieczór odbyło się uroczyste zakończenie zlotu w obecności prezesa ZG PTTK kol. J. Kapłona. Na zakończenie organizatorzy otrzymali gromkie brawa za kawał dobrej roboty, a my skromny dyplom za zajęcie XI miejsca w ogólnopolskim konkursie na najaktywniejszy klub t.kol.w Polsce w roku ubiegłym.
Zlotowe wieczory Ondraszków zazwyczaj kończyły się improwizowanymi posiadami. Najpierw gościliśmy u Andrzeja "Skryby", Benjamina "Juniorka" i Mariusza "Milczka", potem biesiadowaliśmy w naszej "Morycówce". Byliśmy też gośćmi u naszych ukraińskich przyjaciół. U nich salą biesiadną był blaszany garaż w agroturystyce gdzie mieszkali.
Łącznie przez tych kilka dni w różnym składzie osobowym przejechaliśmy ok. 210 km. Nie jest to może jakiś wystrzałowy wyczyn, ale za to mamy wiele miłych wspomnień ze zlotowych tras, spotkań z przyjaciółmi i pobytu w "Morycówce".
>
[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]
>
Janina "Afi" i "Rechtór" Zbyś
>