Rajd rowerowy Pogórze Ciężkowickie – Brzozowa

Rechtór

3 - 6.08.2006

Z propozycji wyjazdu tam "gdzie niebo gwiaździste i trawa zielona" skorzystała następująca grupka Ondraszków: Basia i Andrzej Nowak, Piotr Holisz, Zbyszek Pawlik (prowadzący) oraz dosłownie w ostatniej chwili Władek Gojniczek. Zaczęło się dość pechowo - pierwotnie zaklepane miejsce noclegu okazało się niedostępne więc "na telefon" zabezpieczyłem zastępczą kwaterę "u ludzi" w sąsiedniej wsi Faściszowa. Z początku było to trochę uciążliwe dla gospodarzy, lecz ostatecznie wyszło wszystkim na dobre. Dwoma samochodami z rowerami na dachu w czwartkowy wieczór dojechaliśmy na miejsce. Przydzielone kwatery okazały się pokojami z pełnym wyposażeniem, więc nie było potrzeby rozbijania namiotów. Następnego dnia już ok. 900 rano wyruszyliśmy w stronę Rożnowa wspinając się mozolnie po serpentynach drogi przecinającej góry Beskidu Sądeckiego.

W Podolu dzięki uprzejmości proboszcza zwiedzamy ciekawy kościółek drewniany z ładną polichromią. Po pokonaniu kolejnego wzniesienia docieramy wreszcie nad jezioro Rożnowskie. Niezwykle malownicze wciśnięte miedzy okoliczne góry z kilkoma wyspami pośrodku przypomina mi całkiem... kiszkę stolcową.

Chcąc dostać się do zapory objeżdżamy go z płn. strony. Po kilku kilometrach stoimy przed ruinami średniowiecznego zamku Rożenów, którego właścicielem był m.in. Zawisza Czarny z Garbowa. Choć z zamku niewiele zostało, pozostałości nadal robią wrażenie. Natomiast zapora dobrze świadczy o... niemieckiej solidności. Ciekawa jest historia powstania jeziora oraz zapory. Studia nad koniecznością regulacji przepływu wody w Dunajcu rozpoczęto jeszcze przed wojną. Projekt jednak zrealizowali dopiero Niemcy w 1942r. spiętrzając wody Dunajca, a zapora do dziś dobrze służy. Wówczas już doceniono walory krajobrazowe okolicy, skoro sam szef GG Hans Frank kazał wybudować tutaj swoją letnią rezydencję. W niedalekim Rożnowie zwiedzamy niedokończone fortyfikacje wybudowane niegdyś przez kanclerza koronnego Jana Tarnowskiego, i jadąc dalej wzdłuż rzeki napotykamy na wieś Tropie.

Prawdziwą ozdobą tego miejsca jest położony na wysokiej skarpie malowniczy kościółek z XI w związany z pobytem św. Świerada- pustelnika. Droga niespodziewanie kończy się w rzece lecz przeprawę umożliwia prom. Po drugiej stronie zwiedzamy Tropsztyn średniowiecznego zamczysko powstałe w... XX w. resztki dawnego zamku kupił prywatny właściciel i zainwestował w jego całkowitą rekonstrukcję. Pewnie dlatego jest jednym z niewielu zamków mających na dachu lądowisko dla śmigłowca. Następną miejscowość na trasie to Czchów, gdzie dojeżdżamy po niesamowicie ruchliwej trasie Nowy Sącz - Kraków. Uroczy czchowski rynek i gotycki kościół położone są znów na wysokim wzniesieniu. Premią za zwiedzanie był z kolei świetny zjazd aż do samej rzeki. Korzystając z kolejnej przeprawy promowej znów jesteśmy po drugiej stronie Dunajca. Teraz ścieżką rowerową doliną rzeki pomknęliśmy do Zakliczyna nad Dunajcem. Zwiedzamy pobliski klasztor Dominikanów oraz rynek i poganiani przez zbliżający się deszcz dojeżdżamy do naszej kwatery przejeżdżając 68 km.

Nazajutrz wyruszamy w stronę Ciężkowic a największą atrakcją dnia ma być rezerwat "Skalne miasto". Jadąc lokalną droga dojeżdżamy do Gromnika gdzie zwiedzamy ciekawy kościół drewniany otoczony wspaniałym parkiem. Następną miejscowością wartą zwiedzenia był Rzepiennik Biskupi gdzie zobaczyliśmy ogromny neogotycki kościół z wnętrzem przypominającym kościół mariacki w Krakowie. Dalej trasa wiedzie wijąc się po kolejnych wzgórzach w stronę Ciężkowic.

Przed miastem zbaczamy na szlak turystyczny, który karkołomną ścieżką zaprowadził nas do uroczego "Wąwozu Czarownic" a następnie samego rezerwatu. Jest to grupa skałek malowniczo rozrzuconych po całym wzgórzu. "Miasto" jest świetne do pieszego zwiedzania, lecz z rowerami musimy dokonywać karkołomnych wyczynów aby się przedrzeć przez plątaninę korzeni i głazów na ścieżce. Jakoś jednak dobrnęliśmy do końcowego parkingu skąd już asfaltem docieramy do niedalekiego miasta i podjeżdżamy stromą ulicą na rynek. Tutaj nastąpił dłuższy postój połączony ze zwiedzaniem m.in. zabytkowego kościoła św. Andrzeja. W kościele akurat trwała uroczystość ślubna więc skwapliwie dołączyliśmy do życzeń tworząc rowerowy szpaler. Zachwycona para młoda obiecała nas ugościć, lecz...po odbiór nagrody trzeba było zajechać do sąsiedniej miejscowości. Ostatecznie pojechali tam Andrzej i Piotr, a reszta zespołu przez Kąśną Dolną (jest tutaj ładny dworek Paderewskiego) udała się do Jastrzębiej, gdzie mieliśmy umówione wejście do skansenu o wdzięcznej nazwie "Grociarnia". W trakcie zwiedzania dołączyli nasi "posłańcy" z sakwami wypchanymi ciasteczkami i czymś jeszcze...

Ciesząc się z wspaniałych widoków oraz niespodziewanego bagażu przez Zdonię i Zakliczyn wróciliśmy do bazy. Wieczorem korzystając z zapasów urządziliśmy pożegnalną kolację i wielkie grilowanie. Rano sprawnie zapakowaliśmy rowery na dachy aut i po pożegnaniu przemiłych gospodarzy już samochodami pojechaliśmy wzdłuż jeziora Rożnowskiego do Nowego Sącza. Tutaj zespół się podzielił - Piotr wsiadł na rower aby na nim wrócić do domu (niestety z powodu deszczu spasował i wrócił samochodem), Nowakowie pozostali w mieście, a ja z Władkiem pomknęliśmy w stronę Cieszyna. W dość trudnym, górzystym terenie pokonaliśmy ok. 150 km, lecz ciekawa trasa i okolica na pewno wynagrodziła nam trudy tej wyprawy.