21.04.2013
Zwykle, ta właśnie wycieczka, otwiera naszą coroczną przygodę z rowerem. Tym razem było inaczej, bo kilka rowerowych wypraw, w tym otwarcie sezonu, mieliśmy już za sobą.
Spotkaliśmy się na rynku o godz. 8.00 i wspólnie pojechaliśmy na miejsce zbiórki przy remizie strażackiej w Czeskim Cieszynie, gdzie czekała już na nas grupa Beskidzioków oraz sympatyków roweru z obu stron Olzy. Powitaliśmy się bardzo radośnie, gdyż po długiej przerwie dobrze było zobaczyć starych znajomych. Wśród grupy kolarzy była również obecna pani H. Twardzik – prezes PTTS-u oraz pani D. Palowska z rodziną.
Wspólnie udaliśmy się na cmentarz komunalny w Czeskim Cieszynie, aby złożyć kwiaty i pochylić się w zadumie nad mogiłą śp. Mariana Palowskiego. Słowo, które przy tej okazji przekazałem niosło pozytywne przesłanie, że człowiek choćby umarł, żyć będzie, tak długo, jak długo o nim pamiętają żyjący. Na zakończenie, ku niebu popłynęły wzruszające, w tym miejscu i czasie, pieśni: „Ojcowski dom” oraz „Szumi jawor”, a pani Danusia podziękowała wszystkim za obecność i organizację tego spotkania.
Następnie uformowaliśmy liczny, bo prawie 60 osobowy peleton i ruszyliśmy w drogę. Prowadzący J. Stirba (PTTS) zadbał o zwartość naszej rowerowej kolumny, stąd były częste postoje, które wykorzystaliśmy na podziwianie budzącej się do życia wiosny i plotkowanie. Tradycyjnie też zatrzymaliśmy się na dłuższy postój w trynieckiej Końskiej, niegdyś samodzielnej wiosce - miejscu urodzenia Jana Kubisza. Później klucząc sobie tylko znanymi skrótami przez Oldrzychowice, wjechaliśmy do Tyry i stopniowo pnąc się pod górkę, dojechaliśmy do uroczej małej gospódki, tradycyjnej mety naszych spotkań. Teraz był czas posiedzieć, pogadać, popróbować kulinarnych specjałów, a także wystawić twarz do pierwszego wiosennego słońca.
Korzystając z okazji zaprezentowałem najbliższe ondraszkowe plany, a także wręczyliśmy zwycięzcom dyplomy związane z ubiegłorocznym konkursem Długodystansowca Sezonu.
Powrót był indywidualny. Już w mniejszej grupie ruszyliśmy jeszcze w poszukiwaniu… zeszłorocznego śniegu. Udało się nam go odnaleźć, o czym świadczy załączone zdjęcie. Przy rozstaniu cieszyliśmy się już na myśl o następnym spotkaniu, a na moim liczniku przybyło aż 57 km.