Gliniana Koniczynka

Rechtór
18.09.2016r.
Gliniana Koniczynak

Pod tym zagadkowym tytułem Andrzej Nowak „Ziołowy” zorganizował ciekawą wyprawę, której celem było podpatrzenie jak powstają artystyczne wyroby z ceramiki. Mimo dość niepewnej pogody zebrało się na rynku ponad 20 osób, i w tym składzie ruszyliśmy przez Pastwiska, Rudów i Hażlach do Kończyc Wielkich, a po drodze zgarnęliśmy jeszcze Seniorka, który jechał nam naprzeciw.
Pierwszym naszym celem były dwa kilkuset letnie dęby rosnące opodal pałacu Thunów. Oba te Matuzalemy mają swoje imiona: Mieszko i Przemko. Mieszko jest starszy bo ma 700 lat, a w pasie liczy sobie 9 m, natomiast młodzieniaszek Przemko w obwodzie ma 5,5 m i ma ledwie 400 wiosen. Dzięki O/PTTK z Cieszyna i gminie Hażlach wyznaczono specjalną ścieżkę przyrodniczą z tablicami informacyjnymi oraz ławeczkami. Można więc przysiąść w cieniu tych ogromnych drzew i podumać, że w tym miejscu też ktoś mógł korzystać z cienia już we wczesnym średniowieczu!.
Następnie dojechaliśmy do Kończyc Małych.”Gliniana Koniczynka” to nazwa warsztatu ceramiki artystycznej p. Beaty Figuli. Swego czasu z hobby rozwinęła warsztat produkujący różnie cudeńka, które po wypaleniu cieszą oko kształtem i formą. Warsztat mieści się w niepozornym budyneczku dawnego garażu. Artystka szczegółowo opisała nam, jak zrobić, aby kawał gliny o konsystencji plasteliny zamienił się w paterę, dzbanek lub nawet i biżuterię. A, że gotowe wyroby były na sprzedaż, niektórzy z nas zrobili tu sobie zakupy. Następnie przenieśliśmy się do miejscowego zamku, gdzie p. Beata zmieniła się w przewodnika Izby Regionalnej. Wg jej opowieści początek stanowiła potrzeba skompletowania stroju regionalnego na występy uczniów w tutejszej szkole. Dzieci poproszono, aby przyniosły co nieco z strychów swoich domów. I wszyscy byli zaskoczeni jak wielka liczba eksponatów się zebrała. Artefakty zapełniły aż dwie zamkowe sale. Zaaranżowano tutaj wnętrze wiejskiej chałupy, warsztatów rzemieślniczych, a co cenniejsze trafiły też do gablot. I dobrze się stało, bo zazwyczaj te urocze, lecz obecnie już niepotrzebne przedmioty pewnie dawno skończyłyby na śmietniku. A tak cieszą oko ,a i młodzież może się dowiedzieć „jak hańdowni bywało”.
Po tej dawce „dla ducha” odwiedziliśmy też i zamkową restaurację, aby kupić coś „dla ciała”. Tutaj też nasza wycieczka się zakończyła i wracaliśmy już do domów własnymi ścieżkami.
Pogoda łaskawie się utrzymała, więc uczestnicy na pewno wrócili zadowoleni, że mogli coś ciekawego zobaczyć , usłyszeć i kupić.