Śladami Gustawa - Gustlika w 130 rocznice urodzin cz.III: Karwina za czasów małego Gustlika

Rechtór

27.06.2021 r.

 

Śladami Gustawa - Gustlika w 130 rocznice urodzin cz.III: Karwina za czasów małego Gustlika

 

Ta wyprawa, jak i obie poprzednie doskonale się wpisują w rocznicowe obchody 130 urodzin Gustawa Morcinka. Na poprzednich poznaliśmy dokonania i życie pisarza w "okresie skoczowskim", natomiast teraz mieliśmy zamiar poznać Karwinę za jego czasów. Obecnie jest to dzielnica miasta o nazwie Karwina-Doly czyli Kopalnie.

W tą wyjątkowo ciepłą, wręcz upalną niedzielę na starcie, na cieszyńskim rynku pojawiła się 17 osobowa grupa Ondraszków i sympatyków, a po drodze dołączyło jeszcze dwóch. Z radością dodam też, że było to nasze pierwsze spotkanie w tym tradycyjnym miejscu startu, bowiem dotychczas covidowe obostrzenia nakazywały ostrożność w tym zakresie. Po serdecznym powitaniu i omówieniu celu wyprawy wyruszyliśmy przez Pogwizdów i Kaczyce, gdzie też przekroczyliśmy granicę. Do Karwiny zjechaliśmy wprost ze sporego kopca, po drodze podziwiając widok na dolinę Olzy upstrzoną kopalnianymi wieżami. Zatrzymaliśmy się w dzielnicy Raj, dawniej małej wiosce, skąd pochodzili rodzice Augustyna oraz urodził się jego najstarszy brat Rudolf. Następnie zawitaliśmy do sąsiedniego Darkowa, który również pojawia się w biografii rodziny Morcinków, bowiem tutaj przez jakiś czas Morcinkowie mieszkali i urodziła się jego siostra Teresa, późniejsza gospodyni "Słonecznego domu" w Skoczowie. W dalszej drodze przejechaliśmy alejkami przypałacowego parku frysztackiej siedziby Laryszów. W perspektywie obszernej polany można było nawet zobaczyć ich malowniczy pałac. Tutaj też oglądaliśmy przedziwną konstrukcję w kształcie bramy, zbudowaną z wtórnie wykorzystanych elementów ze zdemontowanej kaplicy grobowej Laryszów, która niegdyś stała przy ich pałacu w Solcy.

W samo południe, w cieniu kościoła św. Piotra z Alkantary spotkaliśmy się z Władkiem Kristenem, rodowitym kawiniokiem, który wprowadził nas w historię miejsc, jakie zamierzaliśmy penetrować. Karwina od małej średniowiecznej osady za sprawą zalegającego pod nią węgla oraz gospodarczej zapobiegliwości hrabiów Laryszów ówczesnych właścicieli, awansowała do roli wielkiego ośrodka wydobywczego. Węgiel odkryto tutaj już w poł. XVIII w. i prawie natychmiast rozpoczęło się jego wydobycie. Choć prawo targowe oraz herb Karwina miała już w 1909r., prawa miejskie uzyskała dopiero w 1924r, już jako 15 tyś. miejscowość. I to co przyczyniło się do jej gwałtownego rozwoju, wpłynęło również na późniejszą zagładę. Nie podsadzane wyrobiska stopniowo zapadały się, przyczyniając się do dewastacji tego, co wybudowano na powierzchni. W latach 60-tych XXw. postanowiono całe miasto przenieść do nowo budowanych osiedli na przedmieściach Frysztatu, a piękne i stosunkowo nowe budynki mieszkalne i użyteczności publicznej zapadały się wraz z całym terenem, i stopniowo je rozbierano. Zmieniała się też cała okolica: tam gdzie były górki są doliny, a gdzie były doliny teraz są stawy. Pozostały obecnie już w większości nieczynne kopalnie posadowione na filarach ochronnych i... właściwie niewiele więcej. Przykładem jest właśnie ów XVII w. "krzywy" kościół, który zwiedzaliśmy. Stoi dzięki uporowi jego proboszcza ks. Ernesta Dostala, który wymógł na ówczesnych decydentach aby go ratować, pomimo, że wraz z całą okolicą "zjechał" o prawie 40 m(!), mocno (aż o 7 st.) się przekrzywił, i do tego dwukrotnie obniżano mu wieżę. Zwiedzając świątynię doznaje się dziwnego uczucia, bo błędnik wariuje nie mogąc dopasować krzywizny ścian do wiszących przecież pionowo żyrandoli, choć wydaje się, że jest odwrotnie!. Nie mogliśmy też uwierzyć, że posadzka jest pozioma, bo wygląda całkiem krzywo. Dopiero przyłożona poziomica nas przekonała. Kościół stoi teraz samotnie w całej okolicy, choć a na zdjęciu z epoki był otoczony gęstą zabudową w tym szkołą, do której chodził mały Gustlik. Kontynuując wycieczkę przenieśliśmy się na pobliski cmentarz katolicki. Wśród starych nagrobków odwiedziliśmy mogiłę górników, którzy zginęli w największej katastrofie jaka się wydarzyła w całym ostrawsko-karwińskim zagłębiu. Otóż w czerwcu 1894r. na kopalni "Johannszachta" i sąsiednich szybach "Głęboki" i "Franciszka" doszło do wybuchu metanu, w którym zginęło aż 235 górników. Zginął też inż. Racek, organizujący akcję ratunkową. Bohaterski ratownik ma tutaj również swój pomnik, niestety rozszabrowany pocz. XX w. przez "cmentarne hieny", później wtórnie postawiony. Na cmentarzu pochowano ok. połowy ofiar tej katastrofy, reszta pozostała w kopalnianych czeluściach na zawsze. Echa tego wydarzenia przewijały się na kartach Morcinkowych opowieści, choć jej akcja była umiejscowiona na Górnym Śląsku. Wspominał też, że w tej katastrofie zginął jego ojciec, lecz naprawdę rodzic nigdy nie był górnikiem, a zginął jako woźnica pod kołami swojego wozu.... Jadąc po trasie, na pustkowiu spotkaliśmy odrestaurowaną ładną kapliczkę. Wybudowano ją w miejscu, gdzie setki metrów pod ziemią nadal spoczywają ofiary opisanego nieszczęścia. Niedaleko stąd, było osiedle "na Granicach", gdzie Morcinkowa wdowa z małym Gustlikiem przeprowadziła się po śmierci męża. Po osiedlu nie ma teraz żadnego śladu. Przejeżdżaliśmy też w pobliżu dawnej kopalni "Johannszachta" (obecnie im. Armii Czechosłowackiej tj.ČSA). Właśnie w jej pobliżu należy lokalizować ów Żabków zabudowany budelokami, w którym 25.08.1891r. przyszedł na świat mały Gustlik. Obecnie na tym miejscu jest tylko wielka węglowa hałda. Podążając dalej drogą pośród gęstego lasu, która niegdyś była ulicą pośród osiedli jednorodzinnych domków dojechaliśmy do kop. "Heinrichszachta", nazywana też "Na szóstym". Pozostał po niej wysoki murowany komin oraz "grobowce" trzech zasypanych szybów. Dwa z nich były czynne już od 1856r., a trzeci został uruchomiony w latach 50-tych ub.wieku. Wszystkie jednak zakończyły swój żywot końcem XX w. Teraz w miejscu, gdzie według zdjęcia z epoki, teren był szczelnie zabudowany kopalnianymi budowlami, rośnie trawka i śpiewają ptaszki. Następnie przekroczyliśmy główną drogę na Ostrawę i dojechaliśmy do ukrytego w gęstej zieleni cmentarza ewangelickiego. Był on niegdyś zlokalizowany w mocno zabudowanej okolicy, lecz obecnie trudno na niego trafić, choć wg napisów na nagrobkach był używany jeszcze całkiem niedawno. Pewnie popadłby w końcu w zupełną ruinę i zapomnienie, gdyby nie inicjatywa lokalnej grupy wolontariuszy, która stara się utrzymać to miejsce w miarę przyzwoitym stanie. Po przekroczeniu drogi na Hawierzów zajechaliśmy pod bramę kopalni "Barbara", która w latach 1900-1920 funkcjonowała jako kop. "Austria". Choć wydobycie już dawno tutaj zakończono, kopalniane budynki wraz z wieżą wyciągową dzięki przeprowadzonej rewitalizacji niewiele się różnią od pierwowzoru, co zgodnie stwierdziliśmy porównując widok ze starym zdjęciem z epoki. Dalej pojechaliśmy ul. Śląską (zgodnie z dumną nazwą na tablicy), niegdyś prawie w centrum miasta, a obecnie wąską i dziurawą. I trzeba było mieć sporo wyobraźni, aby w miejscu gęstej zieleni zobaczyć dawną zabudowę, o której istnieniu informowały rozwieszone na drzewach opatrzone komentarzem zdjęcia z epoki.

Finalnie dojechaliśmy do kopalni "Gabriela". Wielkie wieże wyciągowe oraz przylegające budynki kopalniane już nadgryzione zębem czasu, obecnie są otoczone płotem z drutem kolczastym, niedostępne i zamknięte na głucho. W tej kopalni fedrowano w latach 1853-1957. Tutaj w 1924r. również wydarzyła się podobna katastrofa, a jej ofiary pochowano na zwiedzanym cmentarzu katolickim. Pożar kopalnianych podziemi spowodował wtedy wyłączenie jej z eksploatacji na prawie dwa lata.

Ostatni przystanek w naszej podróży w przeszłość, nastąpił w centrum ówczesnej Karwiny. Po drodze w kierunku Stonawy, w miejscu nazywanym Solca, pośrodku niczego, znów musieliśmy uruchomić wyobraźnię, aby zobaczyć ongiś tu stojący neogotycki kościół pw.św. Henryka z końca XIXw., bogato zdobiony ratusz z 1908r., pobliski browar słynący z wyśmienitego piwa oraz wspaniały pałac wybudowany przez Laryszów na swoją rodową siedzibę. To wszystko można zobaczyć wyłącznie na zdjęciach z epoki, gdyż oryginały przestały już istnieć w latach 60 i 70-tych ub. wieku, a pałac nawet nieco wcześniej, bowiem spalił się w 1944r. Pozostały wspomnienia mieszkańców, fotografie oraz... stara butelka po piwie, z dumnym napisem "BrauereiKarwin" wytłoczonym we szkle. Specjalnie ją tutaj przywiozłem, aby pokazać w miejscu skąd pochodziła.

Podsumowanie tej niewątpliwie ciekawej wyprawy nastąpiło w drodze powrotnej w restauracji w Podoborze. Tutaj przeprowadziłem minikonkurs wiedzy o Morcinku, połączony z nagrodami. A była to okolicznościowa publikacja pn. "Gustaw Morcinek karwiński hawierz - skoczowski nauczyciel - śląski pisarz" w opracowaniu dobrze nam znanej p. Haliny Szotek.

Jako pomysłodawca zakończonej właśnie serii morcinkowych wycieczek uznałem, że uczestnicy co najmniej dwóch wypraw posiedli rozległą wiedzę na ten temat. A zatem Paparazii, Milczek, Mietek Buława, Józef Wielgos, Juniorek, Roztomiło, Miodzio, Druhna, Długi oraz Bystry otrzymują zaszczytny tytuł "Morcinkologa".

Myślę, że warto było wziąć udział w tym Ondraszkowym tryptyku, aby poznać sylwetkę, dokonania, i rodzinne strony Gustawa Morcinka, śląskiego synka i piewcy górniczego trudu, o którym mówiono, że który odkrył Śląsk dla Polski, a Polskę dla Śląska.

Na tej wyprawie przejechaliśmy ok.55 km

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Paparazzi]

 

 

Rechtór-Zbyś