Z Beskidziokami na Visalaje

24.07.2021 r.

 

Z Beskidziokami na Visalaje

 

Do Ropicy na start rowerowej wyprawy PTTS-u do Morawki przyjechało 4 Ondraszków: Ziołowy, Paparazzi, Rechtór i J.Wielgos, a łącznie zebrało się 10 osób. Dylematu pogodowego tym razem nie było, bowiem słoneczko już od rana ostro świeciło, i zapowiadał się upalny dzień. W zastępstwie Cz.Byrtusa wycieczkę prowadził R.Wałaski - sam szef zaolziańskich kolarzy z PTTSu. Przybyła też jedyna przedstawicielka płci pięknej kol. Aniela, a średnią wieku nieco zawyżał 83-letni uczestnik(!). Piszę o tym z wielkim szacunkiem, bowiem jak się okazało wyprawa do kategorii rowerowych spacerów raczej nie należała, o czym poniżej. Po serdecznych powitaniach i objaśnieniu szczegółowo godz.9.00 ruszyliśmy na trasę. Mijając ładnie odrestaurowany XVIII w. pałac baronów Saint Genois d"Anneaucourt w Ropicy, który jak pamiętam jeszcze parę lat wstecz był totalnie zrujnowany i bliski zawalenia skonstatowałem, że przy odbudowie zabytkowych obiektów nie ma rzeczy niemożliwych, i pewnie jedynie pozostaje bariera finansowa. Jechaliśmy ścieżką rowerową nr 46 zbliżając się szybko do podnóży pasma Beskidu Morawsko-Śląskiego. W pewnym momencie znaleźliśmy się placu budowy właśnie realizowanej autostrady na Słowację. Jej rozmach zadziwiał, a znając podejście Czechów do takich inwestycji sądzę, że w przyszłym roku będą już tutaj jeździć samochody. Przez Trzycież, Śmiłowice i Ligotkę Kameralną leżącą u podnóża Kiczory i Praszywy, po mocno pofalowanej drodze dotarliśmy do kulminacji, skąd był wspaniały widok na okolicę oraz fajny długi zjazd do miejscowości Vyšni Lhota leżącej już w dolinie rzeki Morawki. Teraz lokalną ścieżką nr 6113 znów pięliśmy się w górę rzeki, przejechaliśmy przez Pražmo i Morawkę i osiągnęliśmy koronę zapory. Tutaj nastąpiła chwila przerwy na złapanie oddechu, i dalej wzdłuż jeziora dojechaliśmy do miejsca, gdzie skończyła się asfaltowa droga i zaczęły się "schody". Kilkukilometrowy wjazd na przełęcz Visalaje do łatwych nie należał, i mocno się przydało elektryczne wspomaganie w rowerach niektórych uczestników wyprawy. Na szczęście droga w większości była schowana w lesie, co dawało osłonę przed upałem. Pnąc się mozolnie pod górę, po pokonanych kolejnych zakrętach z ulgą zauważyłem, że droga wreszcie robi się jakby bardziej pozioma. Przełęcz na wys. 780 mnpm powitała nas tłumem turystów, w tym też wielu na rowerach, zwłaszcza elektrycznych. Przełęcz to punkt startowy do wielu okolicznych szczytów i bardzo popularny kierunek wyjazdowy z niedalekiego Frydku. Autem też łatwo się tu dostać, choć droga tutaj właśnie się kończy. No i teraz czekało nas najlepsze: długi, wielokilometrowy zjazd asfaltem w dolinie między Trawnym (1203 m n.p.m.) a Łysą Górą (1323 m n.p.m.) tj. najwyższą górą w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Z wiatrem we włosach, prawie nie kręcąc pedałami zjeżdżałem pobijając rekordy prędkości, i tylko w pamięci notowałem mijane kolejne miejsca Mohelnice... Zlatnik... Krasna, i ze współczuciem przyglądałem się spoconym rowerzystom, którzy mozolnie pełzli w przeciwną stronę.

Ale wszystko co dobre, też się kończy. Dojechaliśmy do miejscowości Pražmo zamykając pętlę naszej wyprawy. Powrót nastąpił tą samą trasą, z dłuższym postojem w restauracji ze swoim lokalnym browarem "Kogutek". Aby nie było za łatwo należało go wpierw zdobyć na stromym podjeździe. Nie trzeba dodawać, że złocisty napój z pianką po takiej wyprawie smakował naprawdę wybornie...

Podsumowanie wypadło dosyć imponująco: przejechaliśmy prawie 90 km, przy 1005 m przewyższenia. I trzeba podkreślić, że uczestnicy tej wyprawy pod względem kondycyjnym stanowili zgrany team.

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Paparazzi]

 

 

Rechtór-Zbyś