I memoriał im. Zdzisława FIERLI I Lea OSUCHOWSKIEGO

2.09.2022 r.

 

I memoriał im. Zdzisława FIERLI I Lea OSUCHOWSKIEGO

 

Nietypowo, bo w piątek, 2 września Beskidziocy zorganizowali pierwszy Memoriał ku czci pamięci zmarłych w sierpniu ubiegłego roku kolegów, Zdzicha Fierli i Lea Osuchowskiego. Jako, że zwłaszcza ze Zdzichem mamy szereg wspomnień, wzięliśmy z Unisonem udział w tym rajdzie. Jego przewodnikiem był Ladio Michalik – bywali razem na niejednym zlocie przodownickim, w tym pamiętnym jubileuszowym (50) w 2010 roku w Myszkowie także!

Spotkaliśmy się przed dworcem kolejowym w Karwinie, dokąd między innymi my dotarliśmy pociągiem z Czeskiego Cieszyna. Skryba z Baśką przyjechali samochodem z powodów zdrowotnych, wręczając Władkowi Niedobie piękne zdjęcie Lea i Zdzicha ze wspólnego spotkania sprzed kilku lat. Trochę świeciliśmy oczami, że Ondraszków jest tak mało; przecież to dzięki Zdzichowi współpraca obu kół była przez wiele lat tak owocna, a jej międzynarodowy charakter rozsławialiśmy na wielu ogólnopolskich zlotach. Uważam, że w przyszłych latach musimy lepiej zsynchronizować nasze imprezy, by Memoriał wpisał się w pamięć i kalendarz tak, jak ten im. Mariana Palowskiego.

O godz. 930 przywitał wszystkich właśnie Władek, a słowo wstępne i wspomnienie o Zdzichu wygłosił Bolek Fukała. A potem już tylko pamiątkowe zdjęcie grupowe i ruszyliśmy w drogę za Ladiem, sznur rowerzystów zamykał Władek. Trasa wiodła po czeskiej i polskiej stronach, w tym przez Godów, z zaglądnięciem do Gołkowic, by zatrzymać się przy zabytkowym kościele p.w. św. Jana Chrzciciela z XVIII wieku, a w Godowie w amfiteatrze. Tu clou programu, wymyślonym przez Ladię, było odśpiewanie przez wszystkich ulubionej pieśniczki Zdzicha i Lea, hymnu Beskidów i Beskidzioków, "Szumi jawor", co mało profesjonalnie, ale jednak nagrałam. Trasa wiodła również szlakiem żelaznym; pierwszy raz nim jechałam, ładnie rzeczywiście przebiega wśród zieleni i ponad drogami, profesjonalnie jest wykonany, ma dużo miejsc odpoczynkowych. W końcu, ale jakoś nagle i niespodziewanie znaleźliśmy się z powrotem w Republice Czeskiej, a dokładnie w barze "U Tesarczyka" na obrzeżach Karwiny, gdzie zaplanowany był krótki odpoczynek i gdzie przyjechali również Skryba z Baśką i Jej bratową Haliną. Stąd bardzo blisko, choć pod górę, było na karwiński cmentarz, gdzie odwiedziliśmy groby obu wspominanych kolegów i spotkaliśmy się z Wandą, przyjaciółką Zdzicha oraz Jego bratową, część z przybyłych odśpiewała przy Jego grobie "Ojcowski dom", a później już rajd osiągnął swój finał. Pożegnaliśmy się i rozjechali we wszystkie możliwe w tym miejscu strony. My wróciliśmy do domu na rowerach przez Pogwizdów, zaliczając ogółem 65 km, choć ostatnie kilometry mocno dały mi się we znaki, a dokładnie te pod niewielkie nawet wzniesienia. Jednak jeżdżę bez zasilania elektrycznego...

Załączam kilka zdjęć i daleki od doskonałości filmik z amfiteatru zapraszając do ich obejrzenia.

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]

 

Czorno